Są takie spotkania podczas, których zdjęcia w dużej mierze robią się same. Ja tylko obserwuje, czasem coś proponuje, czasem uspokoję towarzystwo kiedy pot spływa mi po plecach.

Często po tak intensywnej sesji wracam do domu i siedzę w ciszy. Nawet mój mąż wie, kiedy na sesji działo się dużo i potrzebuje przerwy. Na szczęście to mija i na kolejne spotkanie jadę naładowana. To dla mnie spora skrajność bo, z jednej strony każde spotkanie rozładowuje mnie z energii i potrzebuje czasu na regeneracje. Dlatego też nie umawiam sobie więcej niż jednej sesji dziennie. A z drugiej strony te spotkania dają mi niesamowity wyrzut endorfiny. Zupełnie jak po treningu cardio 😉

Spotkanie z Olą, Pawłem i dziewczynami było jak istny trening. W chwili względnego spokoju mogłam porozmawiać z Olą o ich relacji. Zawsze doceniam przepiękną, czułą relację i rodziców znających swoje dzieci „na wylot”.

Marzy Ci się podobna sesja? Zapraszam do kontaktu.