Nie zawsze wszystko na sesji idzie po mojej myśli…
Tak było z plenerem ślubnym Ani i Tomka. Złapaliśmy się w tym samym terminie kiedy ja byłam na moim rodzinnym Dolnym Śląsku (nie myśli ze Śląskiem;) a oni akurat wyjechali na weekend w góry.
Wszystko było pięknie dograne. Bo ja miałam czas, a oni chcieli zrealizować sesje w górach (yes!). Ania wręcz o niej marzyła. Jedyne, na co nie mieliśmy wpływu to iście mglista pogoda! O żadnym wjeździe w góry nie było nawet mowy. Obsługa wyciągu zdecydowanie nam odradziła. Nie było widać ani jednego wierzchołka góry 😭
Co mogłam zrobić w takim momencie? Usiąść i czekać aż się rozpogodzi i zmarnować ewentualną okazję na plener w jakimś innym miejscu. Czekać aż się rozpogodzi i na sygnał od obsługi wyciągu wjechać na górę. Przenieść plener na inny termin (co nie wchodziło w grę) albo działać. Wybrałam działanie.
Szybka kalkulacja
Na zimno przekalkulowaliśmy wszystkie za i przeciw. Ja podrzuciłam swoje propozycje. I szybko zmieniliśmy plan. Zaliczyliśmy wodospad Podgórnej i Perłę Zachodu u stóp jeziora Modre. Krótki postój przy Restauracji Aquakultura i zdjęcia przy Stawach Podgórzyńskich. Zamiast jednej lokalizacji mieliśmy aż 4!
Mimo paskudnej pogody wyszło pięknie. Jeszcze początek jesieni w górach zrobił swoje 🧡 i nadał sporo koloru. Oczywiście, że szkoda mi tych widoków ze szczytu gór, ale pogoda to jedyna rzecz na, którą nie mam wpływu. Mimo to muszę sobie z tym radzić.
Zgadnijcie co;)
Jak wsiadałem do auta po plenerze, to nad górami wyszło piękne słońce, a na niebie nie było ani jednej chmury 🙃
Marzy Ci się podoba sesja lub interesuje Cię oferta na reportaż ślubny?
Zapraszam do kontaktu.